Bartnik
KTO MOŻE ZOSTAĆ BARTNIKIEM?
Chyba każdy, kto tego bardzo chce. Trzeba chcieć wdrapywać się na drzewa gdzieś w środku lasu, chcieć znosić żądlenie pszczół. Konieczne jest też uzyskanie zgody nadleśnicwa czy właściciela lasu na możliwość wykonania barci.
Obecnie bartnictwo nie jest zajęciem wymagającym specjalnie dużego nakładu pracy z wyjątkiem pierwszego roku (wykonanie barci, zasiedlenie). Dla przykładu- do barci zagląda się dwa - trzy razy w roku, natomiast do zwykłego ula w pasiece nawet kilkanaście razy.
Tak jak kiedyś, życie i praca bartnika są ściśle uzależnione od życia pszczół. Chcemy czy nie, pszczoły do dziś są zwierzętami nieudomowionymi. To bartnik dostosowuje się do rytmu przyrody, a nie odwrotnie.
http://www.wawel.net/images/malarstwo-2011/norblin-3/pion/
Wiosną barcie z pszczołami trzeba oczyścić z osypu zimowego, czyli z martwych pszczół i fragmentów wosku. Puste barcie należy specjalnie przygotować na przyjęcie pszczelej rodziny. Latem można spokojnie wyjechać na wakacje, gdyż jedyną możliwą wówczas do wykonania czynnością jest popatrznie, jak pracują pszczoły. Jesienią podbiera się miód. W czasie miodobrania odcina się plastry z miodem i odkłada do specjalnie przygotowanego na taki miód naczynia, najlepiej – tak jak dawniej bywało – zrobionego z kory lub drewna. Część miodu pozostawia się pszczołom w gnieździe na zimę, inaczej nie dotrwają do wiosny. Po zebraniu miodu przygotowuje się barć do zimy – zabezpiecza przed chłodem oraz amatorami miodu i pszczół, takimi jak dzięcioły, kuny czy niedźwiedzie. Jesienią w miarę potrzeb powinno się przeciwdziałać wszelkim chorobom i pasożytom pszczół. Od późnej jesieni do wczesnej wiosny przy pszczołach nie ma zajęć; skłębione w tym czasie próbują przetrwać zimę. Można by przypuszczać, że to dla bartnika czas na odpoczynek, ale nie... to właśnie odpowiedni czas do wykonania kolejnych barci. Dawniej wykonanie barci oznaczało kilka dni ciężkiej pracy przy użyciu siekiery i pieszni (dużego dłuta z długą rękojeścią), którymi bartnik posługiwał się zawieszony na drzewie.
fot. Zbigniew Kołudzki